24 listopada 2007

Piwa osiedla - Grolsch

Grolscha chyba nigdy wcześniej nie piłem. Albo piłem i zapomniałem. Tak czy owak do tej puszki podchodziłem całkowicie neutralnie. Pierwsze wrażenie było wyjątkowo pozytywne - puszka estetyczna, design elegancki a blaszka do otwierania nad wyraz cicha i delikatna. Spodziewam się zresztą wyrazów pogardy ze strony fanów Grolscha, bo nie po to piwo to lane jest w fantazyjne, grubościenne, designerskie butelki z porcelanowym korkiem, żebym je pił z aluminium. Nawet, jeśli polałem do kufla mrożącego się w zamrażalniku dobę i kwadrans (łatwo zgadnąć czemu tyle).

Przypomniało mi się, jak zobaczyłem te korki. Piłem Grolscha z designerskiej butelki z porcelanowym korkiem u szwagra. Nie pamiętam nadal, jak mi wtedy smakował, ale doświadczenie uczy że darmowe (as in free beer) piwo smakuje lepiej.

Więc tym razem smakowało średnio. Nie to, żeby było niedobre. Smak wyrazisty i zdecydowany, bez irytującej słodyczy wyczuwalnej w niektórych piwach, klarowne i aromatyczne ale... dla mnie odrobinę za gorzkie. Gdyby ta goryczka ujawniała się po jakimś czasie, byłoby dobrze, tymczasem atakuje ona od pierwszego łyku. Co mi trochę nie w smak. Ale - jak już wspominałem - będąc poczęstowanym wypiję bez marudzenia a nawet z przyjemnością. Klasyfikuję Grolscha jako piwo wyboru drugiego i pół, bo jest wyraźnie droższe od przeciętnego piwa drugiego wyboru.

Nie pamiętam, czy miałem w swojej kolekcji jakieś etykiety Grolscha. Zdobycie etykiet od zagranicznego piwa było wyzwaniem z kilku powodów. Po pierwsze rzadko kiedy ktoś oddawał takie butelki - a Grolscha to już w ogóle, bo bezzwrotne. Po drugie jak już się gdzieś pojawiały, to amatorów etykiet trochę było. A po trzecie zagraniczne browary miały jakiś zupełnie niedorzeczny klej, który trzymał jak zwariowany i nie rozpuszczał się w wodzie. Wówczas albo udało się odkleić etykietę nad parą, albo trzeba było po rozmoczeniu etykiety wziąć żyletkę i kawałek po kawałku oderżnąć od szkła wraz z warstewką kleju. Czasem się w ogóle nie udawało, czasem udawało się trochę (np. przy zginaniu z etykiety wykruszała się farba i zostawały białe paski) a czasem sukces był pełny i zagraniczna etykieta albo wzbogacała kolekcję, albo była wymieniana na kilka polskich unikatów. Czym były unikaty, dowiecie się wkrótce.

Brak komentarzy: