Piwo Foster's pochodzi z Australii, tak jak kangury i diabły tasmańskie. Według Wikipedii nie zdobyło popularności na antypodach. Ma brzydkie logo i dużo kosztuje (a na dodatek nie ma w sieci zdjęcia puszki). Czy warto było je kupić?
Nie było warto. Do testów siadłem z wyjątkowym smakiem na wypicie piwa. Znacie pewnie to uczucie - miły wieczór, przyjemna atmosfera, dobre jedzonko które już się ułożyło, dużo wolnego czasu i uczucie lekkiego pragnienia. Cóż może być w takiej sytuacji lepszego od piwa? Cóż - to zależy, od jakiego piwa. Foster's miał szansę błysnąć, tymczasem okazał się zaledwie poprawny. Smakował zbyt ostro i zbyt gorzko, przy czym goryczka była jakaś taka mało piwna, pozostawiając cierpki posmak. Zapewne z tego ostatniego powodu każdy następny łyk smakował mi coraz mniej i dno kufla przywitałem z radością. Niniejszym piwom z Australii chwilowo dziękujemy.
Unikaty. Rys indywidualności dziecięcych kolekcji czy rezultat socrealistycznej gospodarki niedoborów? Jedno i drugie. Albowiem z etykietami było kiedyś tak, że nawet, gdy nie były etykietami zastępczymi, to i tak zdarzały się wśród nich usterki. Na przykład była sobie etykieta z żółto-czerwonym tłem i czarnymi napisami. I nagle zabrakło czerwonej farby a do żółtej wpadło trochę niebieskiej i wyszła zielonkawa. Albo żółta i czerwona były, ale zabrakło czarnej. Czy takie wydarzenia losowe miałyby przeszkodzić w naklejeniu etykiet na butelki? A skąd! Przecież klient i tak wie, jak etykieta powinna wyglądać i co jest na niej zazwyczaj napisane. Oczywiście opisane usterki były dość niepowtarzalne, co zwiększało wartość kolekcjonerską tak obdarzonej etykiety. W przypadku niektórych browarów - przypominam sobie ten w Sobótce - każdy wzór podstawowy obfitował w bardzo liczne unikaty, niemniej prawdziwą wartość miały etykiety z usterkami występującymi rzadko (np. etykieta Żywca złożona wyłącznie z dookólnego ornamentu).
W przypadku początkujących kolekcji rozróżniało się jeszcze różne wersje etykiet uniwersalnych czyli takich, na których objętość butelki i zawartość alkoholu były dodrukowywane lub wręcz nabijane pieczątkami. Gdy kolekcja rosła i nie trzeba już było sztucznie nadmuchiwać jej rozmiarów, tego typu unikaty były zazwyczaj eliminowane metodą wyboru egzemplarza najlepszego jakościowego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Czy zdaniem "Znacie pewnie to uczucie -[...] dużo wolnego czasu" dołączasz się do klubu niemających czasu, ale sprawiających wrażenie mających, czy serio mówisz?
Jeśli chodzi o zbieranie i unikaty, to polecam "Going postal" Pratchetta :-)
Dużo wolnego czasu = nie mniej niż 100 minut. Liczby trzycyfrowe są duże.
Przypomnial mi sie angielski dowcip (Monty Python): co ma wspolnego australijskie piwo z uprawianiem seksu w kajaku?
"It's fucking close to water".
czolem!
wlasnie wrocilem ze sklepu z tym piwkiem i zblizam sie do konca, wedlug mnie nie jest takie zle, bardzo fajny design butelki (nie ten co ze zdjecia), etykietki i logo co prawda beznadziejne, ale smak ok - trzeba pic zimne i dosyc szybko.
pozdrawiam
Prześlij komentarz