Wiecie, że Warka i Żywiec to takie miasta? I że "tyskie" to przymiotnik od Tychów? Koncerny piwowarskie wydały miliardy złotych na to, żeby nam zmienić skojarzenia i chyba się udało. Browarowi Żywieckiemu nawet bardziej, bo google mówi o piwie na pierwszym miejscu, Warka to dla wyszukiwarki wciąż jeszcze bardziej miasto.
Piwa marki Warka jakoś sam z siebie nigdy nie próbowałem. A potem poznałem moją przyszłą żonę i mój przyszły teściu zaczął mnie raczyć swoim ulubionym piwem, czyli Warką Strong. Do Stronga jeszcze wrócimy, tymczasem na tapetę trafiła Warka "standard". No i jakaś taka była, że nie do końca mnie usatysfakcjonowała. Zapach dobry, ale smak za mało wyrazisty, brakowało albo ostatniej nutki goryczki, albo jakiegoś takiego akcentu, który by zwieńczył dzieło. Nie to, że Warka jest zła. Jest prawie dobra. W większych ilościach albo w plenerze będzie całkiem dobra, ale w warunkach laboratoryjnych i w ilości marnego pół litra po prostu nie osiąga swojego potencjału.
Jak już wspomniałem w poprzedniej notce, było to drugie podejście do Warki, bo z pierwszego - seansu filmu Blade Runner - nic na temat piwa nie zapamiętałem. Tymczasem zaś życzę wszystkim czytelnikom jak najlepszych świąt Bożego Narodzenia, oby ich nazwa przekładała się na przeżywaną radość!
22 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz