Piwo Karpackie kupiłem w hipermarkecie. Z hipermarketami jest tak, że niby jest w nich wszystko co potrzeba, ale jak przyszło do większych zakupów z kartką w ręku, to w Tesco nie było mąki wrocławskiej w opakowaniu bez jakiejś starej pokurczonej kobiety (ani chybi babunia), nie było papryki (za to chipów paprykowych były kontenery), nie było herbatek dla dzieci a paru innych towarów zwyczajnie nie dało się znaleźć. Jeśli ktoś będzie szedł do wyborów z hasłem urzędowej unifikacji układu towarów w dużych sklepach, ma mój głos. Ale do rzeczy. Piwo Karpackie kupiłem w Realu, który można nieco na siłę zakwalifikować do osiedla. W każdym razie da się tam zajść piechotą i to nawet fajny spacer. Jeśli ktoś lubi spacery.
Piwo Karpackie stało sobie na półce a piętro niżej stało piwo Podkarpackie i z pewnych powodów bardzo mnie to rozbawiło. Wziąłem oczywiście oba i dopiero przy kasie okazało się, że piętro niżej oprócz Podkarpackiego stało drugie Karpackie, w innych barwach. Jednego wieczoru wypiłem więc Karpackie Pils a drugiego Karpackie Premium. Oba smakowały jednakowo dobrze. Browar o swojskiej nazwie Van Pur ma jeszcze w ofercie Karpackie Mocne oraz Karpackie Super Mocne, ale tych na razie nie próbowałem. Może kiedyś.
Jak dało się ostatnio zauważyć, formuła Piw Osiedla zaczyna się wyczerpywać. Oceniłem kilkanaście piw i oceny mocno się powtarzają, brakuje mi słownictwa i tak naprawdę to nie za wiele ciekawego mogę napisać o piwach, które mi smakowały. W każdym razie nie udało się zrealizować planu, w którym browary same przysyłałyby zgrzewki piwa i prosiły o uczciwą recenzję. Trochę w tym waszej winy, drodzy czytelnicy, nie zebraliście się tak licznie, by stanowić atrakcyjną grupę docelowo. Tak, wy. Wszyscy pięcioro.
W każdym razie wypite piwa nadal będę opisywał, niekoniecznie po jednym na notkę. Oto na przykład przed chwilą próbowałem wypić piwo Basztowe. Tanie mocne piwo, dodajmy. Recenzja brzmi tak - nigdy jeszcze nie próbowałem takiego ścieku. Smak obrzydliwy, odstręczający, po drugim łyku wylałem całość i przepłukałem usta. Obrzydlistwo.
W lodówce było już tylko jedno piwo i niestety nie było to nic markowego na poprawę smaku. Na półce stała bowiem Askania, czyli piwo o imieniu drugoplanowej bohaterki trzeciorzędnego fantasy. Kolor bladożółty, smak kwaśny i rozwodniony, zapach... zapach jest, no ale mimo wszystko pomału piję. Brak piwa ratunkowego to poważny błąd, na przyszłość muszę pamiętać o BHP (Bezpieczeństwo i Higiena Piwosza). Tak więc do usłyszenia następnym razem i coś mi mówi, że owym razem przyjrzę się raczej wyższym półkom sklepu z piwem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Ja dla odmiany się zraziłem do minimarketów: od kiedy raz poszedłem z listą zakupów do Lidla myślę sobie: "Lidl jest tani", ale wolę drogie coś niż tanie nic. Jak poszedłem do Biedronki, to każdy towar wołał do mnie z półki: "nie kupuj mnie!"
Spacerek do Korony jest fajny, dopóki nie zaczniesz bywać 5 razy w tygodniu w Castoramie ;)
A à propos unifikacji hipermarketów: byłem kiedyś na seminarium, na którym opowiadał bardzo zły Hindus. W skrócie było tak: weźmy sobie przeciętną osobę (informatyka najlepiej) z listą zakupów. Ten informatyk zna rozkład sklepu i policzy sobie najkrótszą ścieżkę. Ten zły Hindus się zajmował takim rozłożeniem towarów w sklepie, żeby ta najkrótsza ścieżka była jak najdłuższa. Nadal chcesz unifikacji hipermarketów?
Tak, chcę. Ja mogę nawet przejść wzdłuż wszystkich półek z artykułami spożywczymi, byle tylko dało się przy okazji jednego przejścia znaleźć wszystkie towary. To znaczy wiedzieć, że drożdże będą w jakimś widocznym ustalonym miejscu, a nie schowane za przypadkowymi kartonami jogurtów gdzieś w stu metrach lodówek.
Prześlij komentarz