
Tak na codzień to pijam piwa jasne pełne sporządzane z odmian jarych jęczmienia dwurzędowego. Czyli
lager. Szpan, co? Książeczka o piwie wykazuje swą przydatność. Aby jednak nie zamykać się na doświadczenia innych narodów, tym razem postanowiłem poddać ocenie piwo odmiany
ale (warzone z nadmorskich odmian jęczmienia, etc.) - John Smith's Extra Smooth.
Piwo to jest ciemne, aromatyczne i ma piankę tak grubą i mocną, że można by na niej wybudować domek dla much (dlaczego dla much? wylejcie piwo na chodnik i zobaczcie, kto pierwszy przyleci się napruć). Smakuje trochę jak dym z ogniska, trochę jak dębowa deska, trochę jak piwo a wrażenie przy spożyciu jest takie, jakby płyn unikał kontaktu ze ściankami przełyku. Trudno mi tu się odnieść do innych
ale, bo z wypitych kojarzę raptem tylko Guinessa i to już dość dawno. Było na swój sposób dobre. Nie jestem entuzjastą ani smakoszem.
Lager rządzi.
Pytanie zatem, skąd pomysł kupna? Z ciekawości. Puszka była kilka centymetrów wyższa od normalnej i było na niej napisane "gadget indside". To zasadniczo wystarczyło, aby piwo trafiło do koszyka, mimo morderczej ceny 5 zł za sztukę. Cóż, blog wymaga poświęceń. W każdym razie w puszce coś stukało. Po otwarciu nie wypadło. Po rozpruciu puszki kombinerkami wypadło - była to plastikowa kulka z tulejką w środku. Cokolwiek dziwna a już na pewno nieznanego zastosowania. Szybki research wykazał, że
gadget to taka wkładka z gazowym ładunkiem w środku, który po spadku ciśnienia (czyli po otwarciu puszki) zamienia się w strumień dwutlenku węgla, który to z kolei prowokuje powstanie grubej i mocnej pianki. Pomysłowe, trzeba przyznać. Być może koneserom robi wielką różnicę. Mi nie bardzo. Raczej do John Smith's Extra Smooth nie powrócę, ale smak zapamiętam. A jeszcze bardziej schowanego w środku
gadgeta.
Następna recenzja za kilka dni, bo drapie mnie w gardle.